poniedziałek, 31 marca 2014

Wszystkie drogi prowadzą do Leeds - centralnego punktu północnej Anglii

  Największym miastem w w niewielkiej odległości od Yorku jest Leeds (West Yorkshire). Zazwyczaj przyjeżdżamy tam na większe zakupy. Mimo że w Yorku znajduje się całkiem wiele sklepów różnych marek, w Leeds są one większe i lepiej zaopatrzone. Wypad do Leeds nie wiąże się z wielką wyprawą, gdyż to zaledwie ok. 20-25 min. autem (droga A64 w kierunku południowo-zachodnim). Oczywiście w godzinach szczytu musimy liczyć się z dłuższym czasem przejazdu, gdyż miasto bywa mocno zakorkowane. 
  Cała aglomeracja Leeds zajmuje pod względem ilości mieszkańców 2. miejsce w Wielkiej Brytanii (zaraz po Londynie). Siedziby mają tam największe przedsiębiorstwa, zarówno angielskie, jak i zagraniczne, m.in. największe brytyjskie banki, centra finansowe i inne. 


Na jednej z ulic Leeds, przed Leeds City Market, Kirkgate

  Niezwykle ciekawy jest plan miasta Leeds. Podzielone jest ono na dystrykty: handlowy (Victoria Quater), mieszkalny, studencki oraz taki, w których znajdują się firmy. Wokół centrum miasta rozciąga się obwodnica (tzw. City Centre Loop Road). Jest to droga jednokierunkowa (one way traffic), gdy więc ktoś wjedzie na nią i zapomni zjechać na odpowiednim skrzyżowaniu, musi objechać miasto dookoła lub skorzystać z kolejnego zjazdu i błądzić ulicami miasta, by powrócić w dane miejsce.


Leeds i typowo angielski widok - stare budowle obok przeszklonych, nowoczesnych konstrukcji

  W centrum jest kilka parkingów, więc zawsze znajdzie się przestrzeń, gdzie można zostawić samochód. Przestrzegam jednak przed oznaczonymi na żółto parkingami NCP (National Car Parks). Są one horrendalnie drogie i dotyczy to nie tylko Leeds, ale każdego miasta w Anglii. Cena za godzinę postoju wynosi przeważnie 4 funty (sprawdzone w Leeds i Brighton i - mam nadzieję - nigdzie więcej)! Polecić za to mogę ten przy Edward Street - niedrogi i położony w bezpośredniej bliskości centrum. Dla miłośników zakupów to idealne miejsce, bo większość sklepów znajduje się na - oddalonych o kilkadziesiąt metrów - ulicach: The Headrow i Briggate.
  Samo centrum to oczywiście nie tylko sklepy, ale również interesujące budynki, pośród których na szczególną uwagę zasługuje Giełda Kukurydziana (Corn Exchange, XIX w.) w kształcie rotundy, pełniąca funkcję domu towarowego, a także niezwykle elegancka galeria handlowa Arcades (szczególnie pięknie przystrojona w okresie bożonarodzeniowym). 


XIX-wieczna Giełda Kukurydziana - widok z zewnątrz...

...i jej robiące wrażenie wnętrze

Plątanina schodów w Corn Exchange

Wnętrze Arcades

Arcades w świątecznych dekoracjach

  Ważnym miejscem dla zakupoholików na mapie Leeds może okazać się też niedawno wybudowana galeria handlowa Trinity. Ciekawy jest także ratusz (XIX w.), na który - by nie uległ zabrudzeniu przez gołębie i inne ptactwo - od góry do samego dołu naciągnięta została siatka.


W galerii handlowej Trinity

Pod przeszklonym dachem Trinity

  Już wjeżdżając do Leeds, pierwsze wrażenie mówi nam, że jesteśmy w naprawdę dużym mieście. Odczucie to potęgują wieżowce, duży ruch, a także rzeka ludzi wszystkich ras. Oczywiście, jak wszędzie, jest tam też wielu Polaków i często słychać ten język na ulicy. W mieście znajduje się wiele wysokich budynków, co - choć może to dziwić - nie jest zbyt częste w Wielkiej Brytanii (wyjątek stanowi oczywiście stolica, w innych miastach jest ich zazwyczaj tylko kilka). 


Jedna z uliczek w dystrykcie Victoria Quarter

  Podsumowując, Leeds to nie wątpliwie jedno z większych centrów biznesowo-kulturalnych północnej części Anglii. Ulokowany tam port lotniczy Leeds-Bradford oferuje całkiem dużo połączeń, zarówno zagranicznych, jak i krajowych. Jest to miejsce oferujące typowe dla wielkich miast rozrywki oraz możliwości. Mając okazję odwiedzenia tego miejsca, koniecznie trzeba z niej skorzystać. I dać się porwać shoppingowemu szaleństwu w Victoria Quarter. Nawet, jeśli miałby to być tylko window shopping... ;)





niedziela, 30 marca 2014

Beningbrough Hall - podróż w czasie


  W odległości ok. 15km od Yorku, w kierunku północno-zachodnim leży Beningbrough (North Yorkshire) - niewielka wieś, w której znajduje się majestatyczna posiadłość - Beningbrough Hall. 


Beningbrough Hall

  Zbudowana w XVIII w., a nazywana "włoskim pałacem w Yorkshire", w latach 50-tych ubiegłego stulecia przeszła w posiadanie National Trust (organizacji, której celem jest ochrona zabytków i przyrody Wielkiej Brytanii). Z tego też powodu, członkowie NT (a więc i my), mogą cieszyć się z bezpłatnego wstępu (normalny bilet dla osoby dorosłej to koszt 9.50 funtów). Jadąc do Beningbrough warto też pamiętać o drobnych pieniądzach - droga prowadzi przez tzw. toll bridge (płatny most) - koszt to 0.40 funta w jedną stronę. Jest to dziwne, nie tylko z uwagi na fakt, że zdecydowana większość mostów i dróg w Wielkiej Brytanii jest bezpłatna, ale przede wszystkim dlatego, że most sprawia wrażenie, jakby miał się za chwile rozsypać w drobny mak, a jego długość to nie więcej niż 40 metrów.
  Samo Beningbrough Hall otoczone jest przepięknymi ogrodami, które - jak przypuszczam - muszą wspaniale prezentować się w słoneczne, letnie dni. My niestety trafiliśmy na deszczową aurę, mimo to z czystym sumieniem mogę tę wycieczkę zaliczyć do udanych.


Na jednej z licznym alei ogrodów Beningrough Hall


Przy wejściu do ogrodów, po prawej w tle - kawiarnia

  Już główny hol budynku zrobił na nas imponujące wrażenie, a gdy przeszliśmy do jednej z osiemnastowiecznych sypialni, wyposażonej w łoże z ok. 4-metrowym baldachimem poczuliśmy się, jakbyśmy cofnęli się w czasie o kilkaset lat - niewiarygodne, jak wspaniale wszystkie elementy wyposażenia zostały zachowane. (Nie wszystko mogę zaprezentować na zdjęciach, gdyż - z niewiadomych przyczyn - na parterze nie wolno fotografować).


Jedna z sal w Beningbrough Hall - I piętro (w tle dzieło A. Warhola)

Prawdziwie królewskie wnętrza

Zabytkowa klatka schodowa w Beningbrough Hall

  W dniach 27.03 - 06.07.2014 r. w Beningbrough Hall, oprócz historycznych wnętrz, możemy podziwiać także ekspozycję zatytułowaną "Royals: Then and Now", a przedstawiającą członków Rodziny Królewskiej i ich przodków, w malarstwie i fotografii. Na tejże wystawie można zobaczyć dzieła m.in. słynnego fotografa Mario Testino, czy artysty Andy'ego Warhola. Co więcej, jak na brytyjskie muzeum przystało, w Beningbrough Hall znajdziemy elementy interaktywne, a także pokoje, w których nawet najmłodsi zwiedzający nie będą się nudzić.


Z wystawy "Royals: Then and Now" - królowa Elżbieta z mężem księciem Filipem

"Royals: Then and Now"-  od lewej - książę Harry i książę William

Dzięki interaktywnej ekspozycji można naprawdę cofnąć się w czasie :) / zwróćcie uwagę na twarze!

  Beningbrough Hall, dzięki swojej lokalizacji, jest znakomitym miejscem do relaksu, a  obecność obszernych ogrodów sprzyja aktywnemu wypoczynkowi. Od wczesnych miesięcy wiosennych cieszą one oko kwitnącymi żonkilami, a w pobliskiej kawiarni można uraczyć się filiżanką tradycyjnej, angielskiej herbatki. Dla miłośników historii i eleganckich wnętrz - czas spędzony w Beningbrough Hall na pewno nie będzie zmarnowany. 


Żonkilowe dywany w ogrodach Beningbrough Hall





środa, 26 marca 2014

Za górami, za lasami, czyli - wakacje w... Cymru!


  Anglia i Szkocja - zaliczone. W końcu nadszedł więc czas na Walię (po walijsku: Cymru). Na początek obraliśmy kurs na Llandudno. To,  oddalone o zaledwie godzinę drogi od angielskiego Chester miasto, jest jednym z najbardziej popularnych walijskich kurortów, położonych na północy regionu. Wybierając trasę A55, momentami jedziemy wzdłuż wybrzeża, podziwiając zatokę po prawej, a wzgórza po lewej stronie. Gdzieniegdzie wyłaniają się także malownicze zamki, co jeszcze dodaje jeszcze większego uroku temu miejscu.
  Samo Llandudno to całkiem ładna miejscowość, gdzie w wakacyjny klimat wprowadza nas nie tylko pobliska piaszczysta plaża, ale także... palmy. Niestety, pogoda wydaje się być jeszcze bardziej kapryśna niż w Anglii. W ciągu 10 minut doświadczyliśmy zarówno słońca, jak i deszczu, który płynnie przeszedł w gradobicie! Spacer po molo też został zakłócony przez opady i silne podmuchy wiatru. 


Malowniczych krajobrazów w Walii nie brakuje

Piaszczysta plaża to nieczęsty widok na Wyspach Brytyjskich

Druga część plaży w Llandudno

Na molo w Llandudno

  Jeszcze silniejsze podmuchy towarzyszyły nam w Holyhead, mieście, które znajduje się na końcu A55, na wyspie Holy Island. Samo miasto wyglądało na wymarłe, jednak największą atrakcją tego miejsca były klify, przy których można było zobaczyć niezwykle malowniczo położoną latarnię morską. Wiatr był tak silny, że podrywał do góry kropelki wody morskiej, sprawiając wrażenie, jakby deszcz padał z dołu do góry! Z tego miejsca widać także wzgórza Dublina, a potwierdzeniem tego, że "zielona wyspa" jest już tuż, tuż, był sms od operatora sieci komórkowej, witający nas w... Irlandii!


Piękny widok - latarnia morska w Holyhead

Irlandia na horyzoncie - zdjęcie z samochodu

  W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o dwa miejsca w Walii. Pierwsze - zamek w Conwy. Przepięknie położona, masywna budowla z XIIIw. wyglądała jak z bajki! 



Zamek Conwy w pełnej okazałości


Piękne położenie budowli

Na tle monumentalnych wież

  A drugie miejsce... Szczerze powiedziawszy, wpadliśmy tam tylko po to, by zrobić zdjęcie jego nazwie. Dziwne? Nie, kiedy ją poznacie - to składające się z 58 liter słowo Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch!! W skrócie - najczęściej figuruje jako Llanfair P. G. i zawiera w sobie opis miejsca, w jakim się znajdujemy, a mianowicie - "Kościół Świętej Marii w dziupli białej leszczyny przy wartkim wirze wodnym Świętego Tysilio z Czerwonej Jaskini". 



Zdjęcie mówi samo za siebie :)
Ośnieżone szczyty na horyzoncie

  Podczas walijskiej wyprawy po raz kolejny przekonaliśmy się na własne oczy, jak różnorodna jest Wielka Brytania. Niejednolita nie tylko pod względem etnicznym, kulturowym, ale także językowym (wszystkie nazwy miejscowości oraz napisy na znakach drogowych występują nie tylko w j. angielskim, ale także w walijskim - kompletnie niezrozumiałym dla osób po raz pierwszy się z nim stykającym). Wszystkie części Zjednoczonego Królestwa posiadają jednak pewną cechę wspólną - niezwykle zmienną pogodę, która potrafi całkowicie zmienić się w ciągu dosłownie kilkunastu minut :)



Jak widać - język walijski nadal w użyciu


niedziela, 9 marca 2014

Blackpool - wypoczynek w stylu retro

  Blackpool - mój cel od pewnego czasu. Dlaczego? Może przez to, że jest to miejscowość nadmorska? Może przez to, że znajduje się tam szereg tradycyjnych, wakacyjnych atrakcji dla małych i dużych? A może wreszcie dlatego, że zachodnie wybrzeże Wielkiej Brytanii nie zostało przez nas tak do końca odkryte? W końcu nadarzyła się okazja. Parę dni wolnego zmobilizowało nas do zapuszczenia się nieco dalej niż pobliskie Leeds. Wynajęliśmy pokój i ruszyliśmy do "Brighton Północy". 
  Nasz hotel znajdował się tuż przy promenadzie, w sąsiedztwie dziesiątków innych. Nie oznacza to jednak, że nocowaliśmy w centrum, bowiem promenada nadmorska w Blackpool ciągnie się praktycznie przez całe miasto (11 km). W każdym razie pokój z widokiem na morze przywoływał wspomnienie wakacji, a jeżdżący wzdłuż promenady tramwaj, pozwalał na szybkie przemieszczanie się w kierunku centrum i z powrotem. 
  Szybko zorientowaliśmy się, że atrakcje miasta skoncentrowane są w obrębie trzech pomostów - North Pier, Central Pier i South Pier.
 Akurat podczas naszego pobytu, mający lata swojej świetności za sobą, North Pier był właśnie remontowany. Z tego powodu nie mogliśmy na niego wejść, jednak udało nam się zwiedzić inny symbol Blackpool - Blackpool Tower - blisko 160-metrową wieżę widokową, z której rozciąga się ciekawy widok zarówno na tereny nadmorskie, jak i centrum miasta (wstęp ok. 12 funtów, w cenie seans w kinie 4D). 


Blackpool Tower - widok od strony North Pier

Zbliżenie na wieżę - w górnej partii widać zwiedzających

Przeszklona podłoga na prawie 160-metrowej wieży

Obecnie wieża jest także remontowana, warto jednak zauważyć, że nie jest to sezonowe odświeżanie konstrukcji, ale malowanie, które zajmie w sumie siedem lat. 


Słoneczny dzień przed Blackpool Tower
"Wytapetowany" chodnik przed Blackpool Tower

  Nie dane było nam skorzystać z jednego z największych rollercoasterów na świecie w kompleksie Pleasure Beach, a to dlatego, że jest on czynny dopiero od marca (my byliśmy tam w lutym).


Przy plaży, w tle - rollercoaster z Pleasure Beach

  Jednak główną atrakcją, na którą ja byłam nastawiona to Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud (wstęp ok. 15 funtów). 


Na Centralnym Molo (Central Pier): czerwony budynek - Madame Tussaud, po lewej Blackpool Tower

Wreszcie miałam okazję spotkać się oko w oko z Rodziną Królewską, Michaelem Jacksonem, Gokiem Wanem i jeszcze kilkoma osobistościami :), co nie udało mi się ani w Londynie, ani w Amsterdamie.

Guru mody - Gok Wan

Robert w puszczy z Bearem Gryllsem

W szatni z Waynem Rooneyem
Złapałam też rodzinkę :) ...
...a Robert Beatlesów...
...i Lady Gagę

  Blackpool zimową porą - szczególnie wieczorami - przypominało nieco wymarłe miasto, ale czego spodziewać się po miejscu, które uchodzi za letni kurort? Sezon zaczyna się tu na pewno później niż luty, ale kończy się za to dopiero jesienią. Dlaczego? Blackpool znane jest bowiem ze swoich iluminacji, gdy miasto rozświetla tysiące lampek i konstrukcji różnego rodzaju, a trwa to od sierpnia do października, co przyciąga turystów także po tzw. wysokim sezonie. Na pewno jednak cały rok można skorzystać z tzw. amusements, czyli ukochanych przez Anglików taniej rozrywki - kasyn dla dzieci i dorosłych, gdzie za funta można wygrać całą masę "cennych nagród". Jest też wiele budek z fish and chips i tego rodzaju tradycyjnymi "smakołykami", podczas gdy restauracji na jako takim poziomie jest relatywnie niewiele. 
  Nie da się nie zauważyć, że miasto odżywa na lato. Ciekawie jest jednak zobaczyć inne oblicze wakacyjnego resortu, gdy na deptaku nie trzeba przeciskać się przez setki turystów, a wzdłuż morza nie ciągnie się kilometrowy korek...

A na koniec... jeszcze kilka obrazków z Blackpool:)

Wreszcie szeroka i piaszczysta plaża w Anglii!! Ale podczas przypływu przybywa nawet do 8.5m wody!

Wyludniona promenada

Widok z Blackpool Tower - południowa strona...
...i strona północna, z North Pier, wcinającym się w głąb morza




sobota, 8 marca 2014

Na skraju wyspy - klify Bempton

  Korzystając z blisko dwutygodniowego urlopu zimowego, mimo silnych wiatrów i niezbyt przyjaznych temperatur, wybraliśmy się w kilka miejsc, które od dłuższego czasu znajdowały się w kręgu naszych zainteresowań. Jednym z nich były klify Bempton (East Riding of Yorkshire). 


Klify Bempton

  Te, leżące w pobliżu Flamborough Head, wapienne urwiska, to siedlisko wielu gatunków ptaków, z których na szczególną uwagę zasługują głuptaki (ang. gannets) i maskonury (ang. puffins). Pomimo możliwości obcowania z tak bogatą fauną, myślę, że większość turystów odwiedza to miejsce głównie dla spektakularnych widoków, jakie rozciągają się z tych - miejscami nawet 120-metrowych! - formacji. 


Spektakularne klify robią niezapomniane wrażenie

Przepaście i urwiska

Jadąc z Yorku, kierowaliśmy się na Bridlington (droga A166). Tuż przed celem, skusił nas znak drogowy, informujący o tzw. "scenic drive" - trasie widokowej. Żądni atrakcji, zboczyliśmy zatem z głównej drogi. Nie skłamię, jeśli powiem, że z widoków były tam tylko zaorane pola. Co więcej, ulica była kręta i wąska, co dość mocno spowolniło jazdę. 
  Zaletą przyjazdu poza sezonem (my byliśmy w lutym) jest niewątpliwie cisza, jakiej można tu doświadczyć. Będąc tam niemal jedynymi ludźmi mogliśmy się delektować się spokojem, niezakłóconym żadnymi odgłosami miasta. 


Klify Bempton, w tle w oodali - Flamborough Head

Cisza i spokój, ale za to zimno i wietrznie

Do wad niewątpliwie należy jednak niezbyt przychylna aura, mroźne morskie powietrze i niestety błotniste ścieżki. Wybierając się więc na Bemton Cliffs zimą bądź wczesną wiosną trzeba pamiętać o tym, by ciepło się ubrać i założyć kalosze. Dlatego myślę, że warto ponowić wizytę na przełomie wiosny i lata, by cieszyć oko nie tylko widokiem dramatycznych klifów, ale i błękitem nieba i promieniami słońca. 

Wśród skał swoje gniazda mają przeróżne gatunki ptactwa

Zmarznięci, ale zadowoleni