poniedziałek, 27 maja 2013

Brighton - brytyjskie St. Tropez

  Błękitne morze, palmy, słońce, uśmiechnięci ludzie, knajpki, kafejki, dyskoteki... Wakacje w St. Tropez? Nie! To Brighton (East Sussex)! Zdecydowanie najbardziej wakacyjne, radosne miasto, jakie mieliśmy okazję zwiedzić. Świetne centrum shoppingowe, a tuż obok wielka woda. I to zaledwie mniej niż godzinę drogi z Chichester. Swego czasu okrzyknięte najlepszym miejscem do życia w Wielkiej Brytanii.

Przy deptaku nad samym morzem. Trudno uwierzyć, że to Anglia!


  Plaża jak w Bognor Regis - pełna niewielkich kamyków, jednak Anglikom zdaje się to nie przeszkadzać. Obowiązkowo, przy samej plaży - diabelski młyn - chyba ulubiona atrakcja Brytyjczyków (obecna niemal w każdym mieście). No i Palace Pier. Molo. Ale jakie!!! Długie, szerokie, ale nie to, co w Sopocie! Na samym środku - kasyno! Jeśli jednak pierwsze skojarzenie z kasynem to góry pieniędzy, ruletka, karty i bogacze to jesteście w błędzie:) To kasyno dla dużych i małych. Wrzucasz 2p i masz szanse na wygranie takich samych drobniaków na niezliczonej ilości automatach albo "biletów", które później możesz wymienić na "bajeczne" nagrody. I mnie też się udało - stałam się posiadaczką misia-skarbonki i urządzenia do baniek mydlanych.
Za kasynem - także na molo - wesołe miasteczko i "pełne" morze... bo właściwie to przecież tylko Kanał La Manche.

Diabelski młyn? Obowiązkowo!

Na plaży w Brighton. W tle - Palace Pier

W samym mieście miejscem wartym obejrzenia jest Royal Pavilion - dawny pałac, obecnie pełniący rolę muzeum, zaskakujący swoją architekturą.

Royal Pavilion


Brighton tworzy aglomerację z Hove (tzw. Brighton and Hove), co sprawia, że miasto jest rozległe i rozłożyste.

Jest jeszcze jedna rzecz, z której Brighton jest znane w całej Europie - Brighton Pride. Corocznie odbywające się święto gejów, lesbijek i transseksualistów. Ma ono miejsce we wrześniu i jest połączone z marszem przez miasto przystrojone wówczas tęczowymi flagami.

Wielki błękit - rzut oka na Brighton & Hove. Widok z Palace Pier

niedziela, 26 maja 2013

Goodwood i Chichester - obcowanie z naturą na całego.

  Jak już wspomniałam w pierwszym poście, pierwszym miejscem, w którym przyszło nam razem mieszkać w Anglii było Goodwood - osada położona ok. 5 km od Chichester, West Sussex. Samo Goodwood znajduje się w sercu pól i lasów - dosłownie. Dla mnie, osoby całe życie mieszkającej w dużym mieście, to szok. Cisza... Trzoda i leśne zwierzęta, szum drzew i... nic więcej! O poranku można zaobserwować stada zająców i szarych wiewiórek, popołudniami dumnie przechadzające się bażanty, natomiast w nocy często słychać przygnębiające pohukiwanie sów...

Goodwood - cisza i spokój...


  W osadzie znajduje się jedynie hotel, w którym właśnie pracowaliśmy, rezydencja lorda - właściciela tejże posiadłości oraz pola golfowe, tor wyścigów konnych, samochodowych i niewielkie lotnisko dla awionetek. Dla osób szukających relaksu i ciszy - wymarzone miejsce. Dla tych, szukających rozrywki - zupełnie nietrafiona lokalizacja. Najbliższe sklepy, restauracje itp. znajdują się w w/w Chichester, ale i tam można zapomnieć o długo otwartych pubach, dyskotekach, imprezach. Muszę jeszcze dodać,  że chociaż odleglosc 5 km wydaje się niewielka, przemieszczanie się było poważnym problemem. Autobus jeździł pięć razy na dobę i to tylko po uprzednim zgłoszeniu zapotrzebowania. Chodnika ani ścieżki rowerowej nie było,  a wzdłuż nieoświetlonej ulicy ciągnął się żywopłot. Taksówka to koszt 10 funtów w jedną stronę do najbliższego supermarketu na przedmieściach Chichester. Dlatego też niecałe 3 tygodnie po moim przyjeździe kupiliśmy auto. Jednak szczytem wszystkiego był fakt, że po drodze z Goodwood do Chichester znajdowało się siedem rond, co dla mnie - osoby dopiero uczącej się prowadzenia auta po lewej stronie było nie lada wyzwaniem!

Szaleństwa po pracy. W tle - Goodwood House, rezydencja Lorda Marcha
  Samo Chichester to 20-tysięczne miasteczko, oddalone ok 15 min jazdy samochodem od morza. Chodząc ulicami można usłyszeć odgłosy mew, co od razu wprawia człowieka w wakacyjny nastrój. Potęgują go także przepiękne kompozycje kwiatowe w całym mieście.


East Street, Chichester
  Ścisłe centrum stanowią cztery ulice (North Street, South Street, West Street i East Street), krzyżujące się w punkcie tzw. The Cross. Co ciekawe, w godzinach poranno-południowych miasto tętni życiem i często odnosi się wrażenie, że mieszkańców jest tam kilkakrotnie więcej. Jednakże wieczorami, zapada cisza, a nocą na ulicy słychać najczęściej odgłosy własnych kroków. Po 22 zamykane są wszelkie puby, w najdłużej działającym Wetherspoonie o 23 zostaliśmy taktownie poproszeni o zbieranie się do domu:)

The Cross - w centralnym punkcie Chichester

  Zdecydowanie największą zaletą tychże miejsc na tle innych angielskich miejscowości jest fakt, że jest tam stosunkowo ciepło i słonecznie. No i nawet po pracy można wskoczyć do samochodu lub pociągu i za kilkanaście minut być już na plaży. Niestety, kamienistej :P

  Tak zatem auto okazało się dla nas szansą na wyrwanie się z głuszy i przyczyniło się do rozwoju naszego hobby, czyli podróżowania w nowe miejsca w każdej wolnej chwili. 

Bognor Regis - zapomnij o wylegiwaniu się na plaży!

  Bognor Regis - pierwsze miejsce, w które udaliśmy się na wycieczkę. Wreszcie zobaczyłam moje ukochane morze! Wprawdzie to nie Bałtyk, ale tak samo zimno i tak samo wieje. Jest tylko jedno "ale": kamieniste plaże! Czyli nici plażowania, jeśli nie przywiozłeś ze sobą leżaka. I tak właśnie wygląda większość plaż na południu Anglii. Nad morzem ciągnie się deptak spacerowy, w głębi miasta sklepiki, podobnie jak w Chichester. Bardzo dużo Polaków i co za tym idzie - dobrze zaopatrzony polski sklep :)
  Podsumowując, Bognor to fajne miasteczko na szybki wypad nad wodę.

Nawet w Anglii znajdziemy trochę egzotyki 



Wietrzny dzień w Bognor Regis. Na pierwszym planie - kamyki



sobota, 25 maja 2013

York, czyli puby, kościoły i Wikingowie

  No to zaczynamy. Yorkowi można by poświęcić osobny blog, jednak postanowiłam skupiać się na najważniejszych i najciekawszych miejscach. To ok. 200-tysięczne miasto w północnej Anglii, w hrabstwie North Yorkshire. W przeciwieństwie do wielu angielskich miast, nie jest ono przemysłowe. Wręcz przeciwnie, to miasto z bogatą historią, u podstaw której leżą wpływy Wikingów. Samo centrum otoczone jest murami, które w przeszłości pełniły funkcję obronną, dziś natomiast to popularne miejsce spacerowe.

Fragment murów obronnych, okalających miasto

  Mówi się, że będąc w obrębie murów, z każdego miejsca widać co najmniej jeden kościół i co najmniej jeden pub. Faktycznie, barów, pubów, knajp i różnego rodzaju restauracji jest tu co nie miara. Podobno tyle, ile dni w roku.

Spacer po murach. W tle The Wheel


  Innym, ciekawym miejscem jest też Clifford Tower - w średniowieczu miejsce masowego mordu Żydów, dziś - punkt widokowy, z którego rozciąga się przepiękna panorama miasta.

Majowe bzy. W tle Clifford Tower


  Będąc w Yorku nie można ominąć Shambles - średniowiecznej uliczki, w całości zachowanej w oryginalnej formie, przy której znajduje się mnóstwo sklepików z pamiątkami.

Shambles zimową nocą

   No i chyba najbardziej spektakularna budowla w Yorku - i jedna z najważniejszych  w całej Wielkiej Brytanii - Minster - największa gotycka katedra w kraju. Jest przykład niezwykłego kunsztu architektonicznego, zarówno z zewnątrz, jak i w środku. Mimo że wstęp jest płatny (9 funtów za osobę dorosłą - ceny 2013r.), naprawdę jest to miejsce zachwycające i godne polecenia z całego serca.

Minster w pełnej okazałości

  York obfituje w tereny zielone, sprzyjające spacerom i uprawianiu sportu. Ogromne połacie trawy rozciągają się w bezpośrednim sąsiedztwie torów wyścigów konnych, a także wzdłuż rzeki. Zrelaksować można się w Rowntree Park, nad rzeką Ouse, a także w niezwykle malowniczym ogrodzie, Museum Gardens, zielonej oazie w samym centrum miasta. Wstęp do obu tych miejsc jest bezpłatny, jednak warto zauważyć, że - tak jak mury okalające miasto - są one zamykane na noc.
Powódź w Yorku, listopad 2012

  Wybierając się do Yorku warto zapoznać się z prognozami pogody (choć i tak nie zawsze się one sprawdzają), gdyż miasto często nękane jest podtopieniami, a nawet powodziami. Od września 2012 do wiosny bieżącego roku były tu cztery takie zdarzenia. Ciekawostką może być fakt, że właściciele nadrzecznych pubów i barów po każdej powodzi odnawiają swoje lokale... na zaledwie kilka miesięcy aż do następnego zalania!

  Pogoda tu panująca jest największym minusem tego miejsca, często jest pochmurno, deszczowo i nieco chłodniej niż na południu kraju. Oczywiście zdarzają się słoneczne dni, a jako niewątpliwą zaletę należy zaznaczyć, że zimy są tu lekkie i z niewielkimi opadami śniegu.



Powódź w Yorku, listopad 2012

...znów w Yorku - czyli historia zatoczyła koło!

  Stało się - jak tysiące Polaków postanowiliśmy przyjechać do Wielkiej Brytanii. Mija właśnie dziesiąty miesiąc, odkąd tu mieszkamy i pracujemy. Po małych perypetiach jesteśmy w Yorku. Znów! Dla Roberta to powrót na "stare śmieci", a dla mnie - w miejsce, gdzie blisko pięć lat temu, będąc na krótkich wakacjach, poznałam swojego przyszłego męża.
  Oczywiście przyjechaliśmy do Wielkiej Brytanii do pracy, jednak postanowiliśmy aktywnie spędzać wolny czas i zwiedzić tak wiele, jak tylko damy radę.
Pierwsze miejsce, w którym było nam dane mieszkać i pracować do Goodwood, wioska w West Sussex na południu Anglii. Jednakże teraz jesteśmy tu - w Północnym Yorkshire i od tego miejsca zacznę naszą opowieść. A do Goodwood i wielu innych miejsc wrócę w kolejnych odcinkach.

  Zapraszam do zwiedzania Wielkiej Brytanii razem ze mną! Wszystkie zdjęcia tu zamieszczone zostały zrobione przeze mnie lub mojego męża.

Kopiowanie jakichkolwiek treści lub zdjęć znajdujących się na tym blogu bez zgody autora zabronione.


Jedna z malowniczych uliczek w samym sercu Yorku